Nic nie trwa wiecznie
|
|
JĘZYK
ROSYJSKI
|
|
Sytuacja
i tendencje rynku tłumaczeń rosyjskich. Październik 2015
W ostatnich 5 latach tłumacze języka rosyjskiego odczuli znaczący spadek stawek na swoje
usługi. Czyżby to była nieuchronna konsekwencja zmniejszenia ilości
zamówień na rynku?
Istotnie, za powyższym wytłumaczeniem (przepraszam za tautologię)
przemawiają takie czynniki jak: złe stosunki pomiędzy Polską a Rosją i
wzajemne sankcje, tragiczny kurs rubla, wojna we wschodniej części
Ukrainy, której zamożna rosyjskojęzyczna ludność stanowiła
kiedyś sporą grupę docelową dla ofert polskich firm – ze
strony popytu, zaś ze strony podaży – niespotykana to tej
pory ilość początkujących tłumaczy, przeważnie studentów i
absolwentów pochodzenia ukraińskiego, stanowiących w Polsce
liczną ukrytą emigrację i oferujących tłumaczenia po cenach
symbolicznych.
Niewątpliwą i zauważalną tendencją jest również to, że
wychodzące na rynek pracy młode pokolenie zna kilka języków
obcych na dobrym poziomie – biorąc pod uwagę ilość prac
magisterskich, doktoranckich, a niekiedy i zwykłych zadań domowych,
jaką przetłumaczyłam w ostatnich latach mogę śmiało twierdzić, że
świadomość konieczności posługiwania się językami obcymi jest u
młodzieży bardzo wysoka. Czyli, część potencjalnych zleceń dla tłumaczy
– przynajmniej korespondencja bieżąca z partnerami
zagranicznymi – również z rynku wypada.
Tak może wydawać się na pierwszy rzut oka.
Spójrzmy jednak na sytuację nieco głębiej. W świetle
integracji Polski w gospodarkę światową i Unijną, strefę Schengen, co raz
szersze możliwości polskich firm i Polaków w
odnalezieniu swojego miejsca na rynku światowym, logicznie byłoby
założyć, że dla tłumaczy pracy też przybywa. Ilość
podmiotów,
oferujących tłumaczenia jest ogromna i co raz większa –
wystarczy wpisać w Google odpowiednią frazę. Obiektywnie więc, rynek
tłumaczeń rośnie i w ślad za nim rośnie też podaż.
Hm, Skoro jest tak dobrze to dlaczego tłumaczom
rosyjskiego jest tak
źle?
Dlatego że rynek nie tylko się zwiększył, ale też się zmienił! Mobilny
i otwarty na nowe możliwości polski przedsiębiorca nie ubolewał długo
nad straconymi możliwościami na rynkach tradycyjnych
partnerów: Rosji, Ukrainy, Niemiec. Czas to pieniądze.
Polskie firmy wyruszyły na podbój krajów
Europejskich i Afrykańskich - stąd na rynku polskim w miejsce
rosyjskiego rośnie popyt na tłumaczenia na języki skandynawskie,
afrykańskie, a nawet węgierski, rumuński i chiński.
No dobrze. Ale co z wymaganiami unijnymi i międzynarodowymi? Gdzie są
zlecenia, dla polskich urzędów i jednostek, takich jak np.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które muszą wszystkie
swoje informacje podawać w wielu językach, w tym w rosyjskim? Kto
tłumaczy stosy sprawozdań finansowych dla korporacji międzynarodowych,
oprogramowanie i gry komputerowe światowych producentów?
Czyli zlecenia mniej podatne na pogorszenie stosunków z
sąsiadami?
Tu należy sięgnąć po modne słowo:
„Konsolidacja”!
Świeżym tegorocznym przykładem jest firma Summa Linguae. Stanowi prototyp podmiotu nowego typu: takiego, który potrafi
przełożyć bardzo dużą objętość tekstu w krótkim czasie, bez
znaczącego uszczerbku na jakości. Wygrywa więc przetargi, składa dużym
zleceniodawcom korzystne propozycje i oferty, jakich średnie i małe
agencje tłumaczeń złożyć nie mogą.
W jaki sposób im to się udaje? Właśnie za pomocą
konsolidacji. Zwykłe biuro tłumaczeń zaczyna skupywać biznesy swoich
konkurentów, na początku zwiększając skalę działalności bez
znacznych zmian jakościowych: nabywając czyjś biznes przejmuje też jego
klientów i bazy tłumaczeniowe. Stopniowo jednak ilość
przekłada się na jakość: firma inwestuje w wersje serwerowe
programów CAT uzupełnione o funkcje automatycznego
tłumaczenia, zmienia portfel zleceń oraz formę organizacji pracy
tłumaczy: kilkanaście osób pracuje jednocześnie nad jednym
projektem, mając dostęp do firmowej bazy TM i glosariuszy.
Z powyższego płyną następujące nioski:
- Po 10 latach przeżywamy na rynku tłumaczeń
kolejny skok wydajności i wynagrodzeń. Wydajności – w
górę, wynagrodzeń – w dół. Jedna z
przyczyn to nowe technologie, które umożliwiły stworzenie
ogromnych baz danych: pamięci tłumaczeniowych i glosariuszy.
- Dzięki tym nowym technologiom na rynku polskim,
podobnie jak amerykańskim powstaje nowy typ firmy tłumaczeniowej,
bardziej przypominającej przedsiębiorstwo tłumaczeniowe. Po
przeprowadzeniu konsolidacji, czyli prościej mówiąc, kupując
mniejsze biura i skupiając w jednych rękach ich wieloletni dorobek,
doświadczenie, bazę klientów, a przede wszystkim –
bazy pamięci tłumaczeniowych, wyprowadza działalność tłumaczeniową na
nowy poziom i strukturę kosztów.
- W konsekwencji rynek i nowy typ firmy
tłumaczeniowej stawiają tłumaczom zupełnie inne wymagania: muszą dobrze
znać programy CAT, z których korzysta ich pracodawca (w
miejsce nieelastycznego Tradosa zwykle wkracza MemoQ), ponieważ praca
odbywa się w formie zdalnego podłączenia do wspólnej bazy TM
znajdującej się na serwerze, a projekt jest wykonywany przez wielu
osób jednocześnie w krótkim czasie; nie muszą one wybitnie znać język, wystarczy poziom średniej
znajomości; nie muszą też posiadać wiedzy specjalistycznej w kilku
branżach – ważna jest jedna, ale na dobrym poziomie
– przy takiej skali działalności bowiem możliwa jest
specjalizacja. Tłumacza łatwo można zastąpić, staje się on jednym z
wielu składników procesu produkcji masowej. Nie może więc
pretendować na wysokie wynagrodzenie. Dotyczy to w pewnym stopniu nawet
tłumaczeń przysięgłych, ponieważ treść dokumentów typowych
jest powtarzalna, a to znaczy, że też mogą one być wykonywane w
procesie standaryzowanym.
Co uniknęło konsolidacji i pozostało tłumaczom, którzy nie
widzą swojego miejsca w nowym przyszłym układzie? To, czego
zautomatyzować na obecnym etapie się nie da: literatura piękna, poezja, niestandardowe pracochłonne treści nierentowne dla
przedsiębiorstw tłumaczeniowych. Oprócz tego, nawet w
systemie masowej przeróbki tekstów muszą pozostać
osoby, posiadające zaawansowaną wiedzę językową, bowiem potrzebuje on
weryfikatorów i konsultantów - programy i maszyny
człowieka na razie nie zamienią. Owszem, potrzebuje, tylko że … nie tyle, ile
do tej pory. A po drugie – Ci z nas,
którzy pracowali dla biur tłumaczeń pięknie wiedzą
– weryfikator dużo nie zarabia :(
Rynek tłumaczeń stopniowo ulega tendencji ogólnej: będzie co raz
bardziej zmonopolizowany, zmechanizowany i będzie potrzebował co raz tańszych
wykonawców, stanowiących „pracowników
na taśmie”. Duże przedsiębiorstwa tłumaczeniowe będą
pochłaniały większość dużych zleceń w obrocie biznesowym, urzędowym i
międzynarodowym. Rynek tłumaczeń niszowych i warsztatowych też
pozostanie, zajmując swoje należyte, lecz bardzo skromne miejsce.
Nie znaczy to, że od jutra pójdziemy (szczególnie
MY – tłumacze języka rosyjskiego) sprzątać klatki schodowe,
trzeba jednak zdawać sobie sprawy z zachodzących zmian :)
|
|
|
|
|